Przejdź do treści

Strach się bać (Armagedonu)

    Jeżeli jesteś byłym świadkiem jehowy i nadal boisz się Armagedonu to dobrze. To znaczy, że jesteś istotą ludzką i masz uczucia, a wszystkie uczucia są nam do czegoś potrzebne. Dzięki strachowi jesteśmy w stanie przetrwać, bo to on pozwala nam rozpoznać i uniknąć zagrożenia. Gdybyśmy nie bali się dużych wysokości albo ogromnego niedźwiedzia z zębami wielkimi strasznymi, to mogłoby się to dla nas skończyć tragicznie, bo nic nie mobilizowałoby nas do uniknięcia tych niebezpieczeństw.  Strach będzie nam towarzyszył do końca życia i to się dobrze składa jeśli chcemy żeby było ono długie.

    Wyzwaniem może być dla nas sytuacja w której odczuwamy lęk nie związany z żadnym realnym zagrożeniem. I chociaż jako byli Świadkowie Jehowy tak „na logikę” zdajemy sobie sprawę z tego, że Armagedon nie przyjdzie, a my nie będziemy umierać zmiażdżeni kamieniem rzuconym przez anioła Gabriela w bitewnym szale za to, że nie zmieniliśmy stacji radiowej kiedy akurat leciał program wróżbity macieja, to jednak takie obawy nadal mogą się w nas odzywać. Mogą odbierać nam radość z życia i wolność, której próbujemy się nauczyć. No bo jak tu otworzyć się na nowe doświadczenia kiedy z tyłu głowy świdruje nas wiertło obaw, że robimy coś złego i strachu, że zostaniemy za to ZGŁADZENI?

    John Watson[1], czyli twórca behawioryzmu[2] przeprowadził kiedyś eksperyment, który pokazuje, że strach można u kogoś zaprogramować. Sam przebieg badania jest zdecydowanie wątpliwy moralnie, ale niestety wielu pierwszym eksperymentom można ten zarzut postawić. Lata dyskusji i rozwijania świadomości o etyce badań naukowych doprowadziły do tego, że w tej chwili dobrostan uczestników jest kwestią, którą naukowiec musi wziąć pod uwagę, bo inaczej badanie nie zostanie przeprowadzone.

    Małemu Albertowi[3], niemal rocznej sierocie, w ramach eksperymentu pokazywano białego szczura. Za każdym razem towarzyszył temu głośny huk uderzanego młotem metalowego prętu, który miał wywołać reakcję strachu. W późniejszym etapie badania chłopiec bał się zwierzęcia nawet kiedy usunięto bodziec dźwiękowy. Co więcej, reakcja lękowa przeniosła się u niego na inne białe futrzaste przedmioty. Albert płakał teraz na widok szczura, chociaż przed rozpoczęciem badania chętnie go głaskał.

    To działa na tej samej zasadzie co u psów Pawłowa[4]. Przy odpowiedniej konsekwencji można człowiekowi naprawdę wiele wprogramować. Nazywa się to warunkowaniem i istnieje niezerowa szansa, że ciągłe słuchanie o Armagedonie, i wmawianie absurdalnych i nieadekwatnych konsekwencji naszym działaniom na podobnej zasadzie wryło nam się w mózg, co huk młota Albertowi. To byłby cud, gdyby po latach ciągłego straszenia i szczerej wiary w słowa słyszane z mównicy, w naszej psychice nie został po tym ślad. Musimy być świadomi, że to nie zniknie razem z odejściem ze zboru, albo z wybudzeniem się. Na szczęście można się tego pozbyć.

    Terapia fobii polega na stopniowym wprowadzaniu bodźca awersyjnego. Brzmi skomplikowanie, ale zasada jest bardzo prosta. Kiedy w gabinecie psychoterapeuty pojawia się pacjent z arachnofobią[5] to pracę z nim zaczyna się od rzeczy które jeszcze nie wzbudzają strachu, lub powodują go tylko w niewielkim, możliwym do zniesienia stopniu. Taka osoba przy wsparciu specjalisty, zacznie na przykład od myślenia o pająkach, na późniejszych spotkaniach może wyobrażać sobie, że taki owad znajduje się gdzieś w tym samym budynku co ona, później może z daleka patrzeć na zdjęcia pająka i kiedy jest na to gotowa przejść do pracy z żywym stworzeniem. Wszystko dzieje się oczywiście za zgodą pacjenta i prowadzone jest w atmosferze wsparcia. I okazuje się, że to działa, taka terapia jest bardzo skutecza.  Lęk przed niestanowiącym zagrożenia stworzeniem ustępuje. Oczywiście nie jest do sytuacja analogiczna do tej w której znajdują się byli Świadkowie, ale to pokazuje, że strach można oswoić. W pracy przed lękiem związanym ze śmiercią w Armagedonie pomoc specjalisty również byłaby wartościowa.

    Po odejściu ze zboru sami jesteśmy sobie okrętem żeglarzem i rybą. Nasze życie w końcu jest w naszych rękach i chociaż co jakiś czas tamta destrukcyjna rzeczywistość może wylewać się z przeszłości do teraźniejszości, to jest kilka rzeczy które możemy robić, żeby sobie pomagać. Jedną z nich jest zwyczajne nie wzmacnianie lęku. Jeżeli odetniemy bodziec który nas warunkuje to z czasem ślad który on w nas zostawiał powinien stawać się coraz słabszy. Dlatego ważne jest, żeby odciąć się od tych ciągłych komunikatów, którymi byliśmy bombardowani i nie czytać, nie słuchać, ani nie oglądać materiałów Świadków Jehowy o Armagedonie. Jeżeli wydostaniemy się z tego środowiska, nie będzie miało ono narzędzi do odświeżania w nas lęku. Zamiast tego warto racjonalizować sobie swoje obawy i konfrontować je z rzeczywistością na przykład rozmawiając z innymi byłymi ŚJ, których można znaleźć chociażby na grupach na facebooku[7] albo oglądając „odstępcze” materiały. Te dwie, rzeczy mogą pomóc nie tylko merytorycznie ale również oswoją nas z robieniem tego co kiedyś było zakazane. I świat się po tym nie zawali!

    Oswajać emocje można również mówiąc o nich. Wypowiadając głośno nasze obawy nadajemy im inne znaczenie. To już nie jest jakaś paląca w środku niesprecyzowana gmatwanina, ale coś co zostało nazwane i wyrażone. Rozmowa z przyjaciółką, innym byłym ŚJ, albo w gabinecie psychoterapeuty pozwala zmniejszyć ciśnienie. Nie jesteśmy wtedy sami z naszym lękiem, tylko go uwalniamy i pozwalamy wybrzmieć.

    Nasze emocje nie są ani logiczne ani racjonalne, a wciskanie przycisku „lęk” przez nasz mózg to po prostu chęć przetrwania. Nie powinniśmy się przed tym bronić ani tego wypierać, a akceptacja naszych uczuć to najlepsze co możemy dla siebie zrobić.  Dlatego kiedy następnym razem dopadnie nas poświadkowy kac, a Armagedon znowu zapuka nam do drzwi warto pomyśleć o tym skąd wzięła się w nas taka obawa i uznać, że mamy do niej prawo. Chociaż z czasem takich momentów powinno być coraz mniej,  a może nawet całkiem znikną z naszego życia, to nie chodzi o to żeby się tego strachu usilnie pozbywać, tylko o to żeby nie traktować go jak obiektywną prawdę o świecie, a jako sumę naszych traum i doświadczeń i nauczyć się go akceptować.


    [1]Tak, Watson od Sherlocka został po nim nazwany (do sprawdzenia)

    [2] Jest to jeden z pierwszych nurtów w psychologii, który opiera się na obserwowaniu i modyfikacji zachowania.

    [3] To nie jest prawdziwe imię tego dziecka, tak się go po prostu nazywa.

    [4] Pawłow przeprowadził eksperyment na psach. W jego przebiegu karmieniu psów zawsze towazyszył dźwięk dzwonka. Po jakimś czasie psy śliniły się na ten dźwięk nawet jeśli jedzenia w pobliżu nie było.

    [5] Lęk przed pająkami

    [6] Tu jest miejsce na badania które to potwierdzają i %

    [7] Polecam swoją „Byli Świadkowie Jehowy”